sobota, 17 maja 2014

Rozdział VIII

Poczułem suchość w ustach i szczypanie w okolicach szyi, jego słowa dochodziły do mnie w spowolnionym tempie. Analizowałem sobie jego dane. Stefan, Stefan Salvatore- wyszeptałem marszcząc brwi i odrzuciłem jego ciało tak, że obiło się o równoległą ścianę. Szedłem długim korytarzem, czułem jak moja krew zaczyna niemalże wrzeć pod napiętą skórą. Usłyszałem cichy świst i lekki podmuch wiatru, przede mną stanął mężczyzna.
-Nie dziwi Cię dlaczego nosimy takie samo nazwisko ? - zapytał uśmiechając się ironicznie. Nie wiele myśląc, szybkim ruchem wbiłem swoją dłoń chwytając go za serce. Z ust Stefana wydobył się cichy jęk, a w oczach zebrało się kilka łez.
-Nie - odpowiedziałem powoli ciągnąc jego serce ku wylotowi, a z gardła wydobył się tym razem głośniejszy jęk.
-Chris nie jest Twoim biologicznym bratem - wypalił wykrzywiając usta. Puściłem jego serce i powoli wyjąłem dłoń z jego klatki piersiowej. O co w tym wszystkim do cholery chodzi ?- pomyślałem. 
-Wybierzmy się na małą przejażdżkę Stefanie- rzuciłem chwytając go za podkoszulek, tym samym ciągnąc jego ciało. Zebrała się we mnie masa, masa tłumionych od dawnych emocji, złość, gniew, wzburzenie, smutek.. to wszytko wybuchło w jednej niekontrolowanej przeze mnie chwili. Szybkim krokiem weszliśmy do auta i odjechaliśmy. 
Z schowka wyjąłem torebkę krwi i zacząłem powoli ją sączyć. Moje pragnienie, mój głód wzrósł wielokrotnie po wybuchu emocji. 
-Zaczynaj Stefanie - powiedziałem zerkając na niego z pogardą i obrzydzeniem. Ten mężczyzna zniszczył moją szansę na bycie z Andie, odebrał mi moje człowieczeństwo, nigdy już nie będzie tak jak kiedyś. Najpierw jego popieprzone eksperymenty, potem chowanie się przed nim. Ale dość tego - pomyślałem. Jeśli będę musiał, zrobię to.. wyłączę emocję i pozostanę bezwzględny. Zniszczę wszystko co stanie mi na drodze do szczęścia..
-Witaj Damonie, zacznę grzecznie jako iż jestem starszy niż Ty. Chris nie jest Twoim, ani moim bratem... biologicznym oczywiście, jest z innego ojca. 
-Interesujące- mruknąłem- Zawsze wiedziałem, że jest inny.
-Ja i Ty jesteśmy braćmi, biologicznymi braćmi - wypalił, a ja gwałtownie zatrzymałem wóz.
-Nie żartuj, jakim cudem Cię nie pamiętam ? To jest nie możliwe- wykrzyczałem zagryzając zęby.
-Zostałeś zahipnotyzowany przez naszą matkę, a jak stałeś się wampirem to przez moją dziewczynę Rebekę Mikaelson - jedną z pierwszych, jest pierwotnym wampirem.
-Nasza matka była wampirem ? Wampiry mogą mieć potomstwo ?
-Nie, ale dzięki pewnej czarownicy, mogła mieć dzieci, przemieniła mnie kiedy dojrzałem, a Ciebie nie. Chris.. jego ojciec to łowca wampirów. To Chris ją zabił, zabił naszą matkę. 
-Dosyć - wykrzyczałem wysiadając z auta. W wampirzym tempie znalazłem się tuż przy dużym drzewie. W gniewie zacząłem łamać, niszczyć co tylko napotkałem na swojej drodze. Odwróciłem się i we łzach zapytałem:
-Skoro jesteśmy braćmi, dlaczego mnie torturowałeś ? Dlaczego przemieniłeś w potwora ? Dlaczego nie zabiłeś tego sukinsyna za to, że odebrał nam matkę ?
-Chris mi kazał, nie chciałem tego.. A on ma coś, czego nikt jeszcze nie odnalazł.
-Co takiego ? 
-Lekarstwo, na wampiryzm.. Każdy zabity przez niego wampir, to kolejny etap powiększania się tatuażu, na którym widnieje mapa do lekarstwa.
Jego słowa dobitnie odbijały się w mojej głowie. Lekarstwo - pomyślałem -chce je mieć. W tylnej kieszeni poczułem delikatne wibracje dzwoniącego telefonu, to Amanda.
-Słucham Cię księżniczko ?
-Masz ochotę się zabawić ? Trochę krwi, mocnego alkoholu i parę malutkich morderstw ?
-Jasne, o której i gdzie ?
-Za dwie godziny, będę czekać pod mostem Wickery Bridge - odpowiedziała, a ja rozłączyłem się i schowałem telefon. Stefan spojrzał na mnie i podszedł bliżej kładąc dłonie na moich barkach.
-Możemy go zniszczyć razem, pod warunkiem, że będziesz grzeczny.
-Nie będę słuchał Twoich rozkazów. Powinieneś wiedzieć, że nie szanuję nikogo decyzji - odpowiedziałem i w wampirzym tempie znalazłem się w aucie. Odpaliłem warczący silnik i odjechałem ku rezydencji. 
***
Wszedłem z ironicznym uśmiechem na twarzy i spojrzałem na siedzącą Allison, była wyraźnie czymś zmartwiona, ale nie miałem czasu na pocieszanie siostrzenicy. Może ona też jest łowcą - pomyślałem, przypominając sobie jej zajęcia z łucznictwa. 
-Gdzie Twój ojciec ? - zapytałem podchodząc nieco bliżej do nastolatki. Spojrzała na mnie swymi intensywnymi oczami, usta zacisnęła w wąską linie i wskazała drżącym palcem na drzwi od gabinetu Chrisa. Odważnie, bez żadnych zahamowań otworzyłem szeroko drzwi, w wampirzym tempie znalazłem się tuż obok Chrisa i wbiłem mu strzykawkę z środkiem nasennym. Wyjąłem komórkę i wystukałem numer Amandy.
-Plany się zmieniły, zaraz będę na moście. Mamy czarną owce do tortur.
- Kogo?
-Chrisa..- szepnąłem i wyszedłem tylnymi drzwiami. Mężczyznę włożyłem do bagażnika, a przed tym związałem grubym, beżowym sznurem. 

***
Razem z Amandą pojechaliśmy do jednego z opuszczonych magazynów na obrzeżach miasta. Amanda pełna entuzjazmu zerkała raz na mnie, raz na Chrisa, którego przywiązaliśmy do drewnianego krzesła.
- Czego się dowiedziałeś Damon ? Wiesz już, że on maczał w tym palce?- zapytała. 
-Wiem Amando, nawet wiem więcej.. on nie jest moim prawdziwym bratem..to Stefan nim jest.
-Stefan ?
-Bestia, brązowowłosy - odpowiedziałem ciężko wdychając powietrze.
Blondynka złapała haust powietrza i rozszerzyła oczy, ale nie zdążyła odpowiedzieć. Chris wybudził się i zaczął nerwowo szarpać.
-Czego chcesz Damon ?-zapytał. Usiadłem na przeciw niego z ostrym nożem w dłoni, pochyliłem się i szepnąłem:
-Pytanie numer jeden : Dlaczego kazałeś mnie przemienić i torturować ? Pytanie numer dwa : Zaskoczony, że Amanda żyje ? Pytanie numer trzy : Ilu musisz zabić, żeby odkryć mapę do lekarstwa ?
-Nigdy Ci na to nie odpowiem Damonie, nie Twój interes. Jesteś nikim w moich oczach i powinieneś zginąć. Stefan powinien Cię zabić, ale ciągle Cię oszczędzał. Niech zgadnę dlaczego ? Bo jesteś jego popieprzonym bratem !
-Zła odpowiedź - szepnąłem puszczając mu oko.
Po czym wbiłem w jego nogę ostre narzędzie. Z ust Chrisa wydobył się niepowtarzalny krzyk.







*** 
Oczyma Allison
Siedziałam na sofie bezczynnie gapiąc się w dal. Targały mną emocje, których nie mogłam, nie umiałam okiełznać. Dlaczego moja matka to wszytko przede mną zataiła ? - pytałam sama siebie. Po chwili poczułam jak obok mnie powierzchnia kanapy ugina się, spojrzałam w bok.. to była Bella. 
-Co się dzieje Allison ? Dlaczego płakałaś i kłóciłaś się z mamą ? Gdzie tata ?
-Nie wiem, daj mi spokój- odpowiedziałam. Isabella spojrzała na mnie nie pewnie i powiedziała :
-Musimy być silne, bo jesteśmy stworzone do walki ze złem.
-Jakim złem do cholery ? 
-Z istotami nadprzyrodzonymi- wypaliła.
-Jesteś nienormalna, zresztą jak o-j-c-i-e-c - odpowiedziałam wyginając twarz,szyderczo się z niej śmiejąc i literując ostatni wyraz.Wstałam z kanapy i odeszłam odwracając się do Belli przykładając palec wskazujący do czoła.Długimi, drewnianymi schodami udałam się do swojego pokoju z łazienką. Do śnieżnobiałej wanny nalałam gorącej wody,wlałam kilka kropel pieniącego się płynu. Zrzuciłam z siebie ubrania i zanurzyłam się ku zapomnieniu.Po zaledwie kilku minutach rozdzwonił się mój telefon, który położyłam na krześle obok wanny.
-Słucham ? 
-Hej Allison, mam dla Ciebie świetną nowinę..Wrócił Kol ! Zaprosił nas na imprezę !
-Yyhh- wydałam z siebie znużony dźwięk.
-Nie cieszysz się ? Ostatnio był rok temu i... chyba dobrze się razem bawiliście.
-Lydia przestań ! - skarciłam przyjaciółkę- Zresztą mama mnie nie puści.. ostatnio mam spięcia z nią.
-Weź Belle, wtedy na pewno Cię puści - odpowiedziała- za pół godziny po Grillem. 
***
-Bella ! Gotowa jesteś ? Musimy jechać.
-Zaraz.. z Tobą ? Ty będziesz jechać ?
-Tak, ja będę jechać, pospiesz się.. mamy mało czasu- odpowiedziałam ruszając ku drzwiom. Usiadłam na siedzeniu nerwowo uderzając w kierownicę. Mijały minuty, a Isabella nadal nie schodziła, lekko przymknęłam oczy niemalże zasypiając. 
-Jestem ! - krzyknęła siostra trzaskając drzwiami. Spojrzałam na nią z naburmuszoną miną i odjechałyśmy płynnie. Po kilku minutach wolna jazda, zdecydowanie zaczęła mi się nudzić, więc przycisnęłam pedał gazu.
-Allison zwolnij, może nam coś wyskoczyć, możemy kogoś potrącić.
-Może Twoją istotę nadprzyrodzoną ? - odpowiedziałam śmiejąc się w niebo głosy. Wtedy z ust mojej siostry wydobył się głośny ryk:
-Uważaj ! 
Gwałtownie przycisnęłam hamulec, niemalże skazując nas na pewną śmierć. Uderzyłam głową o kierownicę, a obraz wydawał być się zamglony, rozmazany, nie wyraźny. Słowa siostry dochodziły do mnie znacznie wolniej niż powinny, a powieki stawały się coraz cięższe.Chciałam walczyć, nie zasypiać, ale znużenie stawało się coraz silniejsze.. poddałam się. 


Witajcie po długiej przerwie ! Przepraszam Was kochani, ale ostatnio wena mnie opuściła :( . Piszcie w komentarzach jak podobał się rozdział ♥
Jestem w żałobie.. jak mogli, jak mogli zrobić to Damonowi ? Postanowiłam, że dopóki D. nie wróci, ja nie oglądam TVD. Ryczałam jak bóbr.
Pozdrawiam ! Wasza Sylwia
XOXO